MISTYCZNE KOSMOGONIE cz.3 / Bez Apokalipsy...


c.d.
Całą tę sytuację, pełną paradoksów, stara się w przystępny sposób zrelacjonować Moharan. Zauważa, iż mówiąc o tajemnicy prapoczątków, musimy bardzo uważać na słowa. Każde słowo, którego używamy, każda konstrukcja, jest tylko odległą i niedoskonałą metaforą. Szczególnie słowa związane z czasoprzestrzenią i problemem następstwa czasowego w dużym uproszczeniu odsyłają naszą intuicję do czegoś nienazwanego i niepojmowalnego. Prawdopodobnie, przed podobnymi trudnościami stają współcześni fizycy starając się opisać chociażby “trzy osobliwości” czarnej dziury czy inne kwantowe parcufim. Moharan bardzo często celowo nie domyka swoich konstrukcji i nagminnie używa dekonkretyzującego, rozkrochmalonego sze-ki-we-jachol / שכביכול / tak jakby, można powiedzieć, że tak powiem

Paradoksalnie, pierwszym aktem stworzenia było zrobienie nic. Nie nic nie zrobienie, lecz aktywne, twórcze spowodowanie Nic. Pustki - elam. Miłośni(cz)kom prozy Stanisława Lema zapewne w tym momencie przypomina się słynna maszyna profesora Trurla, która potrafiła zrobić wszystko na literę “n”. Gdy Klapaucjusz zażądał, by zrobiła nic - wydawało się, że maszyna nic nie zrobi. W istocie, proces został już zainicjowany. Maszyna, w ciszy robiła nic - niszczyła, niwelowała świat. Uprzejmie doradziła naukowcom, by przyjrzeli się światu, albowiem widzą go po raz ostatni.  Co prawda, proces destrukcji udało się powstrzymać, jednakże od tego czasu, mamy świat wybrakowany i dziurawy. Jak ser z dziurami. 
Ta dziura wypełniona pustką-elam, pusta torbiel, nazywa się w języku kabały chalal ha-panuj / חלל הפנוי / pusta przestrzeń

Bóg jest zatem twórcą ateistycznej przestrzeni, miejsca wolnego od Boga. Moharan zmaga się z paradoksami: jak nieskończony Bóg mógł wykonać manewr cimcum - usunięcia się, wchłonięcia? 
Czy jednak, Bóg nadal jest nieskończony, skoro poza Nim jest coś, co nim nie jest? 
Moharan uważa, że to nie tyle Bóg usunął siebie tworząc chalal ha-panuj, co raczej z części siebie odessał swoją boską świadomość (צמצם אלקותו משם). Na potwierdzenie tego, nieco dalej Moharan cytuje słynne zdanie z Tikunej Zohar: On, przenika wszystkie światy i otacza wszystkie światy (ואיהו ממלא כל עלמין וסובב כל עלמין). Bóg jest zarówno immanentny, jak i transcendentny. Jest na zewnątrz, jak i wewnątrz. Jest tym, który jest i tym, którego nie ma. Jest obecny w sobie i jest w swojej nieobecności. W pełni i w braku. 

W ciszy chalal ha-panuj rodzi się cała temporalność, kolejność zdarzeń, następstwo czasowe, przestrzeń i cechy szczegółowe (כל הימים והמדות). Właśnie to nazywamy Początkiem, narodzinami świata (שהם ברִיאת העולם). 

Mistycy, jak te proustowskie leciwe panny, mają zwyczaj spowijania aluzji w przemyślne peryfrazy. Aluzja taka może przejść zupełnie niedostrzeżona przez zamroczony racjonalizmem umysł, lub też przeciwnie - rozkwitnąć wybujałym kwieciem absurdu. Moharan zdaje sobie sprawę, że aby mówić o tych paradoksach, koniecznym jest umowny język paradoksu. W Bogu znosi się zasada niesprzeczności, coś jest i nie jest jednocześnie (כי צריך לומר בו שני הפכים: יש ואין)*. 

Takich pojęć jak pra-próżnia, niepodobna pojąć ludzkim umysłem, ani wyrazić, dopóki Świat Który Nadchodzi nie przeniknie człowieka, a człowiek nie zamieszka w nim (אי אפשר להשיג כלל בחינת חלל הפנוי עד לעתיד לבוא). Wówczas, każdy człowiek dostanie coś, co mistycy określają jako nowy garnitur mentalny / חלוקא דרבנן / chaluka de-rabanan.

Siedemnastowieczny mistyk, Szlomo Nisim Algazi w swoim zoharycznym komentarzu Sefer Meulefet Sapirim (Księga Inkrustacji Szafirowej) zwraca uwagę na dwie istotne informacje dotyczące chaluka de-rabanan. Po pierwsze, jest to odzież, którą człowiek założy dopiero w Świecie Przyszłym. W tym konkretnym przypadku, Olam ha-Ba został określony jako Olam ha-Emet - Świat Prawdy. Zatem, ta nowa odzież ma bezpośredni związek z prawdziwym oglądem rzeczy, poznaniem i zrozumieniem. Ponadto, metaforyczna odzież, podobnie jak każda inna, musi być na miarę. Oznacza to, że każdy człowiek otrzyma swój własny, zindywidualizowany i dostrojony do niego pakiet dekodujący. 
Algazi zwraca uwagę, że właściwie każdy człowiek już posiada swój osobisty komplet chaluka de-rabanan. Jest on przechowywany przez Boga w specjalnej szatni, magazynie. Użycie w Zoharze [Noach 147] określenia שגנז, niezwykle urokliwie, sugeruje Boga jako szatniarza, czy też magazyniera, ale również krawca, który szyje każdemu człowiekowi specjalnie dopasowaną szatę.

Moharan, pod wpływem Lurii, doszedł do dość niepokojących wniosków. Mówi on o dwóch rodzajach zła. Jedno pochodzi ze Świata Skorup (מבחינות שבירת כלים). Jak wiadomo, według kosmogonii kabalistycznej, przeciążenie boskiego Światła spowodowało rozbicie Naczyń (כי מחמת רבוי האור נשתברו הכלים) i powołało do życia Sitra Achra - Świat Odwrócony. Ale jest to zło, które jesteśmy w stanie naprawić, lub przynajmniej ograniczyć. 
Każde zło jest pytaniem. Pytaniem zadanym jednostce moralnej, człowiekowi. Pocieszające jest to, że odpowiedź mieści się już w samym pytaniu. Odpowiedzią na zło jest Bóg. Pośród klipot / קליפות / skorup rozbitych Naczyń można odnaleźć Boga (יוכל למצא שם את השם יתברך) - a zatem, można znaleźć odpowiedź. 

Ale jest też inny rodzaj zła. Jest to ten gatunek zła, którym jest przeniknięty cały byt. Jest to zło niezależne od naszych decyzji, ontologiczne zło, przerastające całą konstrukcję naszej Doczesności. To zło nie pochodzi ze świata skorup, lecz z wolnych przestrzeni chalal ha-panui - z samego jądra ciemności, z pustej przestrzeni opuszczonej przez Boga. 
Na takie zło nie można znaleźć odpowiedzi, albowiem odpowiedzią na zło jest Bóg, a tam Boga nie ma, albowiem usunął się z tego miejsca, by stworzyć świat, a usunął się, by świat mógł zaistnieć.
Ale Moharan, zupełnie paradoksalnie, kilkakrotnie podkreśla, że nawet tam jest Bóg (אבל באמת לאמתו, בודאי אף־על־פי־כן ישׁ שם גם כן אלֹקות), tyle że my nie jesteśmy w stanie Go dostrzec. Gdybyśmy jednak go dostrzegli - dalibyśmy odpowiedź złu, ale to oznaczałoby, że uświadomiliśmy sobie Boga w pustej przestrzeni tej mrocznej kawerny! W tym samym momencie nasz świat musiałby przestać istnieć, albowiem warunkiem jego istnienia jest właśnie nieobecność Boga.  

Może warto? Może warto unicestwić taki świat? Na co komu świat bez Boga?
Moharan nie zadaje tak sformułowanych pytań. Raczej czeka, by ludzie uświadomili sobie paradoks i wyciągnęli wnioski. Daje natomiast podpowiedź i wskazuje drogę: Tikun Olam.
Jeśli szewirat kelim jest wynikiem naszego sposobu myślenia i bycia, który poszukuje władzy, dominacji, różnicy, hierarchii i odrębności, to można go przezwyciężyć tylko na drodze radykalnej dekonstrukcji w obszarze samej ludzkiej percepcji. 

Zniszczenie Olam ha-Ze (świata, który znamy) w taki właśnie sposób, na drodze samorozwoju ludzkości, która uświadamia sobie Boga wszędzie i dostrzega Jego obecność na każdym poziomie rzeczywistości, musiałoby oznaczać nastanie Olam ha-Ba (Świata Który Nadchodzi) i powrót do Jedności. 
Moharan wykonał potężny gest na oczach całego XVIII-wiecznego żydowskiego świata. Jednocześnie zrobił to tak dyskretnie, że tylko wtajemniczeni adresaci byli w stanie cokolwiek dostrzec.
Ujawnił prawdziwe intencje Lurii, jego plan i przesłanie, jakie zostawił swoim następcom. Według Moharana, Luria i jego komandosi z Safed chcieli zniszczyć świat
Cała sieć tikunów - rytuałów korekcyjnych, porozkładanych w różnych punktach przestrzeni religijnej i życia codziennego, to szeregowo połączone ładunki wybuchowe. Luria daje prosty przekaz: nie łata się starych, sparciałych i przegniłych analogowych gaci. Szczególnie, jeśli posiada się już przygotowaną nową, cyfrową odzież ze światła - chaluka de-rabanan.

Zniszczenie doczesności poprzez odnalezienie w niej Nieskończoności (jeśli ktoś jest sentymentalnie przywiązany do starej nomenklatury, może używać nazwy Bóg), wydaje się ciekawym, oryginalnym i przede wszystkim, nowatorskim pomysłem.
Luriański tikun tak naprawdę nigdy nie dotyczył korekty doczesności, lecz naprawy samego Boga, przywrócenia Go światu, odnalezienia Boga ukrytego i zagubionego, podniesienia jego pogrążonej w amnezji materialnej manifestacji. Luria zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli ludzkość rozwiąże zagadkę, jeśli wejdzie na ostatni level Gry i pozna odpowiedź, świat doczesny po prostu przestanie istnieć. Albowiem warunkiem istnienia bezbożnego świata jest nieobecność Boga•.


  • Jacques Derrida również podejrzewał, że z chalal ha-panui Bóg nie odessał całego siebie. W Speech and Phenomena wprowadza pojęcie śladu. Ślad (trace), to taki element rzeczywistości, którego aktualny byt jest warunkowany faktem, że stanowi on pozostałość czegoś przeszłego i jednocześnie wskazuje na coś przyszłego. Odsyła poza siebie.
    Podobnej podpowiedzi udziela Czechowiczowi Persefona: jutro czyha we wszystkim nim do niego dotrą zegary
    Takie aluzje skłaniają do poszukiwania w obrębie empirycznie danej sytuacji - znaków transcendencji. Symetryczną zależność można znaleźć w gramatyce starohebrajskiej. Czas teraźniejszy istnieje warunkowo, jako potencjalność kontekstualizowana przez perfectum tradycji i futurum Odkupienia. Derrida łączy ów ślad z kabalistycznym pojęciem reszimu / רשימו / pozostałość, wrażenie. Jest to jakaś nieobecna obecność, echo boskości, cień, bardzo słaby aromat. 
    Dodać należy, że pojęcie, którym bawi się Derrida, nie zostało stworzone ani przez Lurię, ani przez jego uczniów. Pojawia się dopiero w drugiej generacji luriańskich mistyków (Mosze Zacuto i Naftali Hertz Bacharach) i służy raczej jako skuteczny kamuflaż prawdziwych intencji Arizala. Filozof ma się wciąż poruszać na poziomie kabalistycznej geometrii, którą Luria stworzył, by raczej ukryć coś, niż ujawnić. Być może zbudował ten labirynt właśnie jako plac zabaw dla postmodernistycznych intelektualistów, przewidując, że nawet oni nie będą w stanie zrozumieć różnicy i napięcia pomiędzy de-kon-strukcją a totalną de-strukcją.

Jakkolwiek brzmi to radykalnie i nihilistyczne, może lepsza jest nicość niż taki byt, z jakim mamy do czynienia? To pytanie nabiera specyficznego charakteru w ustach takich myślicieli jak Eriugena, Luria czy Spinoza*. 
  • Nie chciałbym, by czytelnik/czytelniczka odniósł/odniosła wrażenie, że idea zniszczenia Doczesności pojawiła się w systemie luriańskim zupełnie nagle i niespodziewanie. Wszyscy rewolucjoniści, lub jak kto woli, gnostycy, mieli swoich mistrzów. Luria, przez krótki czas był uczniem Mosze Kordowero. W Księdze Dziewięćdziesięciu Dziewięciu Bram - Sefer Geruszin, Kordowero ujawnia to, co usłyszał od innego kabalisty, Szlomo Alkabeca - krótki i zwięzły, techniczny opis końca świata:
  • Czyste Lustra, znajdujące się po drugiej stronie, w Górnej Krainie Czarów ,(אספקלריאות מאירות מצד הפלאות העליונות) zniszczą wszystkie skorupy, jedna po drugiej (תתבטל הקליפה מכל וכל). Obecnie stało się to sprawą najwyższej wagi (עתה יש לדקדק). Albowiem, jeśli skorupy zostaną zniszczone do końca (אם תתבטל הקליפה מכל וכל), ten świat zniknie i problem doczesności stanie się niebyłym (תשאר העולם חסר מן הענין ההוא).

Pamiętać należy, że w języku mistyki luriańskiej hebrajskie ejin / אין / nicość oznacza wszystko. Absolutnie Wszystko. Jest najbardziej dramatycznym określeniem Boga, gdy już nie można go określić, gdy nie chodzi o jego najwyższą możliwą do pomyślenia manifestację, ale gdy już wyżej i ponad wyżej nie można nic orzec - Ejin to Bóg-sam-w-sobie
Zatem, dlaczego nie wybrać raczej nicości niż bytu? 

Szczególnie, gdy byt to nicość, a Nicość to Wszystko. Ostatecznie, po co komu świat bez celu wykraczającego poza jego własny łańcuch troficzny?

Jeśli substancja tworząca całą rzeczywistość jest całkowicie tożsama z Bogiem, i jeśli używanie przez Spinozę określenia "Bóg" nie jest wyrazem cynizmu lub konformistycznoszyderczą parodią, to trzeba się zgodzić z niemiecką szkołą spinozjańską, że "ateizm" Spinozy jednym gestem (mit einem Schlage) zanegował nie Boga, lecz cały świat
Czy monista Spinoza odnalazł Boga w ateistycznej chalal ha-panui, czy też raczej, mrok otchłani ogłosił Bogiem? Tak czy owak - świat jeszcze nie przestał istnieć. Z całą pewnością, jeśli nawet widać podobieństwa, to Spinoza dokonuje kilku istotnych przesunięć w luraiańskiej geometrii. Błazeńsko parodiując język scholastyki, żonglując terminologią wywleczoną z głębin nauk teologicznych (ex intimis sumpta teologiae), dokonuje brutalnej sekularyzacji świadomości, by ostatecznie, zamienić transcendentne marzenia na immanentne cele.

Na koniec, chciałbym może nie tyle podsumować, co raczej unaocznić paradoks Moharana. Ważne jest uchwycenie rytmu tego samopodobnego i samopowtarzalnego paradoksu.

DEFINITIONES
Na zło materii odpowiedzią jest tylko Bóg, ale Boga tutaj nie ma, ponieważ wycofał się, by materia mogła zaistnieć. Warunkiem jej istnienia jest zatem nieobecność Boga.

EXPLICATIO
Moharan, jakoś tak półgębkiem, niby mimochodem, zachęca do poszukiwań Boga tam, gdzie co prawda go nie ma, ale w jakiś sposób jest. Być może jest to jakiś boski stan mieszany, zakładający superpozycję Boga, jakieś i-tak-i-owak. No cóż, są różne możliwości.

PROPOSITIO I: Nie ma go dla nas (nie "widzimy" Go) - zatem jest to problem naszej percepcji. Sprawa wydaje się prosta, wystarczy naprawić percepcję. Problem jest jednak nieco głębszy. 

PROPOSITIO II: Boga nie ma tutaj, również dla niego samego. Inaczej mówiąc, Bóg sam siebie nie widzi, nie rozpoznaje się w materii, bowiem jego zapomnienie jest warunkiem niepodległości tej Republiki i jej trwania. Bóg sam abdykował i zapomniał siebie, by z tej nieświadomej boskiej pulpy mógł powstać inny. Materia jest zatem amnezją Boga. Lub Bogiem pogrążonym we śnie. Sam o sobie powiedział ustami Fernando Pessoi: Pomnożyłem się, żeby siebie poczuć. Żeby siebie poczuć, musiałem poczuć wszystko.
I tu pojawia się człowiek i jego tikun

DEMONSTRATIO 1. Zbawić Boga na wygnaniu, przywrócić mu pamięć i świadomość siebie, a tym samym,
DEMONSTRATIO 2. przy pomocy Boga, zbawić świat i przywrócić go boskości. 

AXIOMATA
Proste. Na czym więc polega ten tikun? Polega na kolejnym paradoksie. Człowiek powinien odnaleźć Boga tam, gdzie go (pozornie) nie ma. Powinien tak głęboko włożyć rękę w gęsty mrok materii, w królestwo śmierci bez świateł ni cienia, by na jej dnie dotknąć Boga. 
I tutaj powracamy do omawianego wcześniej paradoksu biedniejszej od najbiedniejszej:
"Bo w tym momencie dosięgania i budzenia Boga, w chwili, gdy twoje palce już już dosięgają Go.. czujesz delikatny dotyk na własnym karku. Obracasz się i okazuje się, że musnęły cię palce twojej własnej dłoni."
I tak właśnie kończy się świat. 
Die glückliche Hand
Die glückliche Genick.
Nie hukiem, lecz dotykiem.

A jednak świat się nie kończy. Chyba...
Jakieś drzwi bezpowrotnie zamykają się. Człowiek wkracza w nowoczesność, tracąc swoje miejsce w świecie, który znał dotychczas. Czy w zamian, w świecie, który nastał, dostał też swoje miejsce? 
To kwestia dyskusyjna, podobnie jak i to, czy bezpieczna przeszłość kiedykolwiek była jego teraźniejszością.

Utraciwszy świat, który znał, wszedł w kolejny labirynt ruchomych ścian i zmieniających się algorytmów regulujących jego funkcjonowanie. Tracąc kolejno: Raj, ziemię wygnania oraz znaną i oswojoną Doczesność - zamiast celu, osiągnął kolejny etap: doczesność nieoswojoną i dziką. Brutalną nowoczesność.

Luria dokonuje nie tylko radykalnej rekonceptualizacji rzeczywistości, w której myśli się o poznaniu jakiejś ostatecznej prawdy jako o zgodności z faktami, zgodności myśli z bytem. On w ogóle narusza fundamenty myślenia o bycie jako takim. 
Hermeneutyka traci na znaczeniu, gdy celem i polem działania przestaje być poznanie, a staje się nim świadomość, zaś Bóg przestaje być traktowany jako byt, a zaczyna odzyskiwać swoją pozycję jako Rzeczywistość.

Luria okazuje się bardziej radykalnym geometrą niż Spinoza, a z całą pewnością groźniejszym rewolucjonistą od Lwa Trockiego. Jego rewolucja jest nie tylko permanentna - jest totalna i ostateczna.

*

A kiedy już nic nie będzie... a druga strona planszy okaże się biała, mógłby wtedy ktoś pomyśleć (lecz kto miałby to zrobić?), że to jest właśnie Nicość. To jest Bóg. 
Ale zawsze przecież pozostanie coś, jakaś reszta / רשימו / reszimu. Jakiś maleńki pyłek - pierwsze ziarno Bytu. 
I wszystko zacznie się od początku. Bereszit bara... 
Po milionach lat, znów urodzi się nowy Luria, architekt kolejnej zagłady-zbawienia. Po setkach lub tysiącach lat znów komuś uda się szczęśliwą ręką przesunąć ten, 
właśnie ten puzelek w luriańskiej układance. 
I znów nastąpi reset. 
Bez Końca.
En-Sof

Komentarze

Popularne posty