CADYK Z SUDYŁKOWA, LEŚMIAN, MARKS I DYSFUNKCYJNY BÓG


Wydaje się, że Pan Bóg nie lubi deweloperów. Zresztą, ich chyba nikt nie lubi, poza starzejącymi się młodymi wilczkami kapitalizmu z Kongresu Liberalno-Demokratycznego dożywającymi swoich dni na platformerskim trupie. 
W Księdze Wajikra Bóg tłumaczy uśmiechniętym krawaciarzom status wszelkich tych własności wielebnych i świętych nabytków, które stanowią o dobrym samopoczuciu, pewności, społecznym pozycjonowaniu, dominacji i władzy. Wbrew sensotwórczym procedurom umowy społecznej, wszystkie te dobra swoje, wyłączne, zapracowane, są w istocie wypożyczone warunkowo. Nawet ziemi nie możecie sprzedać na zawsze (ostatecznie, definitywnie / לִצְמִתֻת), bo - jak powiada Bóg - moja jest ziemia.

Ale, nie zamierzałem pisać o chytrych deweloperach. 
Na koniec padają nieco zaskakujące słowa:

גֵרִים וְתוֹשָׁבִים אַתֶּם עִמָּדִי
bo wy, wraz ze mną, jesteście [na tym świecie] obcymi przybyszami i imigrantami.

Siedzę trzeci dzień z wnukiem Beszta, rebe z Sudyłkowa nad jego Degel Machane Efraim. Tą alienację człowieka i Boga(!), rebe rozkminia w następujący sposób:

Ten, kto jest obcym, nie ma narodu, do którego mógłby przylgnąć, nie ma do kogo zbliżyć się (מי שהוא גר אין לו עם מי לדבק ולקרב עצמו), ani zwierzyć się ze swoich spraw, ani otworzyć serca, bo nie ma przyjaciela (ולספר לו כל מאורעותיו וכל לבו שאין לו חבר). Ale gdy tylko obcy ujrzy przyjaciela, otwiera się przed nim i opowiada mu o wszystkich swoich sprawach (אך כשרואה חבירו הגר אזי מספר כ"א בפני חבירו כל מאורעותיו). Gdy spotka się dwoje takich autsajderów na tym świecie: Bóg i człowiek, wspólnym rozmowom nie ma końca. Nawet, jeśli jeden z nich jest rodzajem tulpy - zmyślonego przyjaciela.

Baal Ha-Degel kontynuuje: zrozumcie że, Bóg w tym świecie jest wygnańcem (וידוע הקב"ה הוא כמו גר בעוה"ז). Jest tak samo samotny, jak człowiek, który uświadomił sobie własną bezdomność i zawołał jak król Dawid: Jestem obcym na tej ziemi (גֵּר אָנֹכִי בָאָרֶץ) [Ps.cxix;19], innymi słowy: nie chcę mieszkać w tym świecie, nie chcę żyć w Doczesności 
• (ג"כ איני רוצה להיות תושב בעוה"ז).

  • Wielka adoratorka Pana Boga i Zaświatów, Teresa z Avila, bardziej z tęsknoty za swoją prawdziwą Ojczyzną, niż ze zmęczenia Wygnaniem, pisała w tym samym tonie: Vivo sin vivir en mí, y de tal manera espero, que muero porque no muero. [Glossa, tłum. Lucjan Siemieński: Żyję, nie żyjąc w sobie / W wyższe się życie wydzieram / Z nieumierania umieram.]
    W innym miejscu rozwija tą myśl, opisując stan umysłu tych, którzy dotrą do szóstego poziomu Milczącej Komnaty. Taka osoba pragnie już tylko zakończyć życie, by móc być wiecznie tam, gdzie jest bezpiecznie (otras con deseos de acabar la vida por verse en seguridad). [Cast.Int. 6.3.14]
    Wydaje się, że ta gotowość do opuszczenia Doczesności, którą komunikują święci mężowie i niewiasty, nie jest jedynie jakimś rodzajem autodestrukcyjnego eskapizmu, lecz raczej przygotowaniem do jakiegoś ważnego i odpowiedzialnego, w ich mniemaniu, zadania. Oznacza pewien stan umysłu (oni sami zapewne nazwaliby to poziomem spirytualnym). Jest to konieczny etap w samorozwoju, gdy mistyk/mistyczka odkrywają, że nie tu się zaczyna i nie tutaj się kończy człowiek, że to co nazywamy osobą (pesona) jest raczej maską, lub tylko fragmentem czegoś potężniejszego, wykraczającego poza ten wymiar.
    W mistyce żydowskiej, ten etap określa się mianem bitul /  ביטול / zniszczenie. Nie chodzi tutaj o faktyczne zniszczenie fizyczne lub pozbawienie człowieka jego osobowości, lecz raczej unieważnienie ego, oczyszczenie umysłu ze wszystkich wyobrażeń i falsyfikacji, które tworzą mur pomiędzy tym a kolejnym wymiarem. Celem tej puryfikacji jest stanie się przez człowieka naczyniem tikunu. Zanim do naczynia wleje się Majim Chajim - Wodę Żywą Tory, stosownym wydaje się opróżnienie naczynia z pomyj lub gnojówki (w zależności, jakiego typu naczynie człowiek reprezentuje w sensie metaforycznym). 

Dlatego Dawid powiada do napotkanego samotnego Boga: nie ukrywaj przede mną swoich spraw (micwot), jesteśmy tak samo samotni i opuszczeni (אַל-תַּסְתֵּר מִמֶּנִּי מִצְוֹתֶיךָ)

Baal Ha-Degel rozwija ten dialog dalej. Bóg, uświadamia człowiekowi, że jego egzystencja rozpina się pomiędzy dwiema rzeczywistościami: aspektem imigranta i obcego w Doczesności, a jednocześnie mieszkańca Zaświatów (כשתהיה בבחי' גר בעוה"ז ותושב בעוה"ב).

Stąd pytanie rabina Jehoszuy Rabinowicza, które zadaje w Miszkenot Jaakow: Czy człowiek może mieszkać w dwóch światach jednocześnie? (אפשר לו לאדם לגור בשני עולמים).

A zatem - powiada Bóg - jesteś ze mną (jesteś taki jak ja), bo i ja jestem obcym w tym świecie (אז אתם עמדי כי אני ג"כ גר בעוה"ז), dlatego nie będę ukrywał przed tobą moich spraw/micwot (וממילא אל אסתיר מכם מצותי), pogadajmy…

Wydaje się, że ten sam zagubiony i samotny Bóg objawia się również leśmianowskiemu Eliaszowi:

Chcę ci wyznać to, czego nie wyznałem nikomu,
Świat mój mija się ze mną! Źle mi w moim domu!

Bóg Leśmiana czuje się źle i obco w tym świecie, rozmija się ze światem i z człowiekiem. Ten Bóg, jak kiedyś zauważył Cezary Rowiński, wycofuje się szybko ze świata, z bytu, gdyż nie ma dlań w świecie miejsca.

Bóg rebego z Sudyłkowa, co prawda też czuje się obco na świecie, lecz nie może go opuścić, jest w nim uwięziony. Jest Bogiem, który poszedł na dobrowolne wygnanie, Bogiem podległym najwyższej Konieczności, która jest nim samym. W tym osamotnieniu znajduje partnera - człowieka. Aby odczarować niewolącą ułudę materii, musi tylko obudzić człowieka, uświadomić mu, że ten koszmar, cała rzeźnia Doczesności, to tylko sen, a życie, prawdziwe życie, jest gdzie indziej.

Człowiek staje się przyjacielem Boga w opuszczeniu i alienacji. Myli się jednak ten, kto sądzi, że Bóg przeprowadzając rozróżnienie między sobą a światem i między człowiekiem a światem, ma na myśli naturę. Powodem alienacji człowieka jest, paradoksalnie, jego przystosowanie: wszystkie sprawy tego świata i jego urządzenia.

Ze stanowiskiem cadyka z Sudyłkowa, zapewne zgodziłby się Karol Marks, który uważał, że istota gatunku ludzkiego tkwi w zdolności do twórczego przetwarzania tzw. natury, i że człowiek – przechwycony przez mechanizm postępu technologicznego – został zniewolony przez swe wytwory, które przybrały postać rzeczową, ba! niemalże osobową - reifikując i utowarowiając człowieka.

Co prawda, jakieś ontologiczne paskudztwo tkwi u samej podstawy świata materialnego, jest niejako zakodowane w olam ha-klipot, świecie skorup, prawdziwą jednak potęgę objawia w dziele człowieka: cywilizacji. To co miało strzec przed bezmyślnym brutalizmem materii, stworzyło własną hierarchię zła. Twierdza, która miała człowieka chronić, stała się jego więzieniem, więzieniem w którym człowiek spotyka Boga jako współosadzonego i skazańca. Jest to tyleż dziwne, straszne co śmieszne.
Gdy skazaniec spotyka w więzieniu Twórcę Systemu, dramat przeradza się w tragikomedię.

Posługiwanie się metaforą porachunków więziennych, w tym konkretnym przypadku wiedzie nieuchronnie do idei deicidae, symbolicznego bogobójstwa: odrzucenia Boga, lub wręcz zabicia go w imię wolności człowieka. Czymże jednak jest zabicie zagubionego Boga, Boga w jego słabiźnie i opuszczeniu, Boga w ludzkiej mizerii, jeśli nie tylko i wyłącznie aktem bezmyślnej zemsty, która nie przyniesie ani spodziewanej wolności, ani zbawienia, amnestii czy ułaskawienia. Z pełnym szacunkiem dla wielkiego eksperymentu psychologicznego jakim kiedyś było chrześcijaństwo, nasuwa się smutna refleksja, że ten projekt terapeutyczny, skończył się stworzeniem
jedynie atrakcyjnej sali rekreacyjnej i podwórka spacerowego w obrębie samego więzienia.

Rebe z Sudyłkowa, wolny od bogo-syno-bójczych natręctw chrześcijaństwa, proponuje wzajemną pomoc i taktyczny sojusz dwóch skazańców. Tylko we dwójkę i tylko od środka mogą wspólnie rozebrać mury więzienia. Przypomina to nieco koncepcję Lurii: na tym świecie, by Bóg mógł zbawić człowieka, wpierw człowiek musi zbawić Boga.

Jest to kolejny, ciekawy sposób radzenia sobie z traumą nieskończoności i próba zmniejszenia dystansu pomiędzy człowiekiem a Niewyobrażalnym. Pomysł, formalnie podobny do chrześcijańskiej idei ludzkiego Boga, Boga na miarę naszych możliwości, z tą, zasadniczą różnica, że mniej sadystyczny. Zagubiony i nieprzystosowany Bóg cadyka z Sudyłkowa, ma być partnerem człowieka, nie zaś krwawą ofiarą. Nie ma zatem konieczności zabić, zamordować, ukatrupić, skatować, zamęczyć i ukrzyżować, by dostąpić zbawienia.
Uff..



Komentarze

Popularne posty