LURIA I CORTAZAR


Myśl Lurii bierze swój początek z jakiejś bardzo pesymistycznej refleksji nad kondycją tego świata. Jasnym i widomym jest, że pleniące się zło wymaga kontrdziałania. Jest ono nie tylko niewygodne i uciążliwe, ale i banalne, zużyte oraz przewidywalne - a przy tym nieznośnie wszechobecne. 

Nuda zła i banalność materii jest granicą, za którą ukryty jest sens. Bez przekroczenia tej granicy nie jest możliwe prawdziwe życie. To, co znajduje się za gęstą kurtyną materii to terra incognita

Jakakolwiek próba dedukcji jest skazana na niepowodzenie. Krajobrazy roztaczające się za horyzontem zła nie posiadają jeszcze nazw w dostępnych nam językach. Używany przez stulecia religijny język halachy, nastręczał pewne problemy w odniesieniu do dyskursu teologicznego. Mistyka zaczęła, na starym języku halachy nadpisywała nowe znaczenia. Deskrypcja następowała poprzez wiedzę na temat kontekstu i środowiska danego słowa. 
I tak, mamy znaczenie konkretnego słowa w języku Merkawy, w języku Hejchalot, lub znaczenie tego samego słowa w języku Księgi ha-Bachir etc. Wszelkie znaczenia są tutaj relacyjne i kontekstualne. Oddychają i żyją tylko w granicach konkretnego systemu mistycznego.

W poszukiwaniu jakiejś przedmetafizycznej formy komunikowania siebie, próbowano opisywać Boga, czy jak kto woli wewnętrzną strukturę jaźniową człowieka, przy użyciu różnych korelatywów ludzkich fenomenologii: 
- rolniczych: sad 👉 ogrodnik, (וַיִּטַּע גַּן-בְּעֵדֶן) Gen.II:8
- pasterskich: zwierzę/stado 👉 pasterz, (רֹעִי) Ps.XXIII:1
- rodzinnych: dzieci 👉 ojciec, (אַתָּה אָבִינוּ גֹּאֲלֵנוּ) Is.LXIII:16

Zresztą, dotychczasowa plecha relacji, budowana na ciągach gatunkowych, dość szybko została zastąpiona, czy też uzupełniona relacjami bardziej intymnymioblubienica/kochanka 👉 oblubieniec/kochanek (אֲנִי לְדוֹדִי וְדוֹדִי לִי) Cant.VI:3
Co ciekawe, wątek myśliwsko-łowiecki był zarezerwowany dla opisu 👉 relacji z diabłem. Określenie jakusz /יקוש/ ptasznik Os.ix:8, Ps.xci:3, Ps.cxxiv:7, Prov.vi:5, Jer.v:26 pojawia się zawsze w kontekście czyhającego zła.
Pozostaje jeszcze kultura zbieracka. Tę wykorzystali dopiero mistycy. W najbardziej zaskakujący sposób - 👉 zbieraczem nie jest Bóg, lecz człowiek. To on zbiera cenne nicocot - iskierki, odpryski boskości - by zrekonstruować Byt. 

Ostatecznie, Luria konstruuje swój własny język, w dużej mierze oparty na języku naturalnym - aramejszczyźnie Zoharu. Język, którym będą się posługiwać i doskonalić jego uczniowie. Jednocześnie, ten techniczny język kabały luriańskiej generuje swój własny, wewnętrzny metajęzyk, w którym możliwe jest wypowiadanie sądów o nim samym i implementacja niejadalnego w strawne. Ponadto zaletą aramejskiego jest to, iż nie rozumieją go aniołowie, a zatem, również i demony.

Dawni mistycy starali się jeszcze uzdatniać język do wypowiadania wieczności. Czyścili go z wszelkich determinujących go czynników, tak by mógł transcendować i opowiadać początek, i koniec. Mistycy zoharystyczni nie naprawiają już języka - tworzą własny. 


*

Nieoczekiwanie, bardzo pomocną okazała się lektura Wykładów w Berkley Cortazara z 1980 roku. Czytałem je wiele lat po lekturze Gry w klasy. Zaskakujące, że Cortazar mówi o swoim dziele bardziej jak czytelnik niż jak autor, odkrywając je na nowo, analizując mechanizmy jego powstania i samą, wewnętrzną mechanikę Gry. 
Luria wychodzi od totalnej niezgody na Doczesność. Cortazarowski bohater Oliveira - od sceptycyzmu i krytycznego, sproblematyzowanego obrazu rzeczywistości. Ponadto, Oliveira, i tutaj autor utożsamia się ze swoim bohaterem, nigdy nie stara się dawać odpowiedzi, lecz w zamian obydwaj - autor i bohater - zadają kolejne pytania. To jest pierwszy poziom powieści, bo jak każda gra, również i Gra w klasy posiada swoje levele
Cortazar wyróżnia trzy. Najistotniejszy jest poziom drugi - semantyczny. Trzeci poziom Gry w klasy jest już samą grą w klasy. To właśnie z poziomu drugiego przemawiają pewne użyteczne analogie. 

Luria tworzy nowy język nie tylko, by szyfrować przed profanami swoją myśl, lecz raczej, by ją precyzyjnie przekazać wybranym odbiorcom. 
Wychodzi od kategorycznej niezgody na ten świat i zdaje sobie sprawę, że jeśli użyje języka służącego do wyrażania atakowanej przez siebie Doczesności, to w jakiś sposób zdradzi samego siebie, uczyni bałwochwalczą daninę na rzecz tejże Doczesności. 
Podobnie Oliveira: czuje odrazę do posługiwania się metodą wroga, jego bronią, jego językiem. Językiem nawarstwionym, skodyfikowanym, sprostytuowanym żargonem niewolników konwenansu•.

  • Błąd ten był udziałem Tertuliana, Pietro Damianiego i Wittgensteina, wykształconych erudytów, krytykujących zawzięcie intelektualizm i dialektykę - właśnie za pomocą własnego intelektualizmu i doskonale opanowanej sztuki dialektycznego myślenia. Tylko pozornie taka broń jest skuteczna. W walkę, która z założenia ma być święta i czysta, wkrada się fałsz i zdrada - najgorsza, bo zdrada własnych ideałów w imię celu, który może osiągnąć tylko niewinność. Jeśli uznać słuszność twierdzenia, jakiemu hołdowali, że język tego świata dotyczy wyłącznie słuszności argumentów i służy erystycznej ekwilibrystyce, nie zaś opisowi natury rzeczywistości, to dla przyzwoitości, mogliby to twierdzenie sformułować w jakimś innym dziewiczym języku. Grzegorz z Rimini miał wiele racji twierdząc, że struktura Doczesności (a co dopiero Zaświatów!) jest na tyle skomplikowana, że orzekanie o niej w dostępnych nam konstruktach językowych jest niepodobieństwem. Wydaje się, że Arizal, obawiając się popaść w ten rodzaj zapętlenia, skutecznie broni się przed fałszem. 

Ale, kabała luriańska to nie tylko Luria i Gurej Ari. To również następne pokolenia, które nie znały osobiście Mistrza. Stąd Luria, nie tylko zastanawia się jak wypowiedzieć własną myśl, ale również, i przede wszystkim, jak ustanowić język, który stworzy pomost między nim a przyszłymi pokoleniami odbiorców jego idei. 

Przyszła mi do głowy dość paradoksalna i raczej niepoważna myśl. Te ciągi kodów, szeregi aramejskich zaklęć, przeciwstawiające się rutynie codzienności oraz uznanym wartościom; które biegną niejako wbrew i pod prąd historii - najpiękniej brzmią, jeśli się w ogóle nie zna kabalistycznej terminologii. Fascynują same sobą. Jakby w oderwaniu od treści - samym dźwiękiem i melodią. Chciałoby się powiedzieć: wolałbym nic z tego nie rozumieć, bylebym mógł znów zachwycić się brzmieniem. 

Oczywiście, pomiędzy Lurią i Olveirą istnieją pewne zasadnicze różnice, ale to właśnie one wskazują na powinowactwo obydwu perspektyw. Oliveira nie jest natchnionym mistykiem. To raczej wrażliwy sceptyk. Nie tylko poszukuje nowego języka w celu wyrażenia własnej prawdy lub iluzji, ale także przeprowadza krytykę środków, za pomocą których te przeżycia i intuicje mogłyby być zakomunikowane. 
Sformułowania, które pochodzą z głębi czasu, mogą być całkowicie przegniłe i pozbawione jakiegokolwiek sensu tak w nowej mistyce Lurii, jak i minionej już teraźniejszości dzierżawionej przez Horacia Oliveirę.
Ta niezgoda na Doczesność ma swoją konsekwencję. Śmierć. Paradoksalnie, wszyscy godzą się na śmierć, a to na życie nie powinni wyrażać zgody. Nie na takie życie. Nie na życie, którego warunkiem jest śmierć. Albowiem śmierć bytów przygodnych jest zasadą trwania Boga. Ostatecznie jest to niezgoda na Boga. Na takiego Boga.

Komentarze

Popularne posty