MISTYCZNE KOSMOGONIE cz.2


Równowaga pomiędzy mroczną przestrzenią elam, w której rodzi się świat a napierającą z zewnątrz Boskością, utrzymaną przez cienką powłokę szadaj, potrzebuje sił działających również od wewnątrz. Jej napięcie tworzy się dzięki dynamice i energii, dzięki życiu przestrzeni•, w której zaczyna kiełkować nasza Doczesność. Można więc powiedzieć, że te napięcia stwarza energia przestrzeni, którą "manipuluje" Twórca•.
  • Te dwa zdania pożyczyłem od genialnego artysty i teoretyka teatru Tadeusza Kantora. [Tadeusz Kantor, Lekcje mediolańskie, Lekcja 3, 27 czerwca 1986 r.] Skojarzenia kantorowskiej koncepcji wieloprzestrzeni z językiem Lurii narzucają się same, choć mało prawdopodobne, by istniało tutaj jakieś bezpośrednie powinowactwo. Nie wiem, czy ktoś już próbował tłumaczyć Lurię Kantorem, lub Kantora Lurią, ale zdaje się to być ciekawym eksperymentem i pouczającą rozrywką.

To pierwsze Światło Stworzenia - rozbłysk boskiej świadomości w mrokach elam - bywa w mistyce łączone z pojęciem or ha-ganuz / אור הגנוז / światłem ukrytym, zmagazynowanym. Światło, którego dziś doświadczamy jest jedynie dalekim krewniakiem Kaw Or Ein Sof - Promienia Światła Nieskończonego. Natomiast or ha-ganuz to światło ukryte i przeznaczone dla cadikim - sprawiedliwych. Jest ono im użyczane, bądź też przez nich odkrywane i doświadczane tylko na pewnym poziomie spirytualnym. Jak można oczekiwać po tej pierwszej świetlnej emisji wielkiego big-bang, z której był zbudowany Adam Kadmon - matryca całej rzeczywistości, światło to, przechowuje genetyczny materiał całego Stworzenia. Światło pozwalające nie tylko patrzeć w przeszłość i przyszłość, ale i w nich uczestniczyć; pozwalające przenikać przestrzeń i czas. 

Or ha-ganuz jest czymś przeciwnym do cimcum - wycofania. Jest wdarciem się świętości w nicość elam•.
  • To wdarcie nie było jednorazowym aktem osadzonym w przeszłości, lecz jest raczej jakąś stałą procesualną. Mikołaj z Kuzy, na początku swojego Trialogu o Możnobycie, dał wyraz podobnej intuicji: Takoż od stworzenia świata dokonuje się ujawnianie Boga (ita a creatura mundi fit dei manifestatio).

Trzeba jednak pamiętać, że to samoograniczenie się Nieskończoności lub wyjście boskiej świadomości nie miało miejsca w fizycznym spektrum, lecz w przestrzeni mentalnej, lub też, jak sądzą niektórzy, w przestrzeni moralnej - jeśli przyjąć, że stworzenie świata było aktem nie tyle fizycznym, co właśnie moralnym. Opis Stworzenia, zawarty na początku Księgi Rodzaju, jest w istocie dalszą częścią wydarzeń opisywanych przez mistyków, a będących czysto duchowym preludium.

Jest to trudne do pojęcia, a jeszcze trudniejsze do zwerbalizowania. Dawni mistycy chrześcijańscy posługujący się średniowieczną łaciną, mieli poważny problem z opisem krajobrazu nieskończoności. Zresztą, problem nie zniknąłby gdyby używali jakiegokolwiek innego języka. Niejakiego postępu dokonał Luria, tworząc metajęzyk-metajęzyka nadpisany nad aramejszczyzną Zoharu. U Eriugeny, Anzelma czy Kuzańczyka pełno różnych wariantów nec potes cognitari, wyrażających skrajną niemożność dotknięcia nieskończoności. Brak narzędzi poznawczych nie pozwala oglądać, a tym bardziej pojąć materii zaświatowej, inaczej niż przez enigmę, przez jakąś ledwo-możność niby-widzenia, niż naocznie (ubi potius posse videri quam visio attingitur). Ostatecznie, badacz wkracza w nieprzeniknione ciemności (in caliginem umbrosam pervenit inquisitor). 

Hezychazm (średniowieczna maniera intelektualna) doprowadził Kuzańczyka do twierdzenia, iż człowiek nie jest w stanie poznać nawet samego siebie, skoro nie może pojąć swojej Przyczyny. 
Edmerus, uczeń, przyjaciel, a ostatecznie biograf Anzelma z Aosty, opisał zachowanie i stan psychiczny filozofa w trakcie pisania Proslogionu. Wydaje się, że Anzelm, starając się za wszelką cenę wyartykułować niemożliwe, zmagając się z materią niematerialnego, chcąc ująć niepojmowalne, przeszedł poważne załamanie nerwowe. 
Na tym świecie umbra mortis jest królestwem ludzkiego poznania. Ten motyw, po latach, rozwinie wielki teolog mroku, Jan od Krzyża.
Nie jesteśmy w stanie interpretować rzeczy takimi, jakie są same w sobie, albowiem ich natura jest dla nas niepoznawalna. Jedyne co możemy orzekać, to jakimi nam się zdają•.
  • Gdy w 1913 r. Gertruda Stein ogłosiła swój najkrótszy, a zarazem, jak sądziła, najbardziej oryginalny manifest gnoseologiczny: Róża jest różą, jest różą, jest różą, Kuzańczyk, nie bez złośliwości, w krótkim wierszyku, sparodiował go, odwracając jednocześnie sens:
          Rosa in potentia
          et rosa in actu
          et rosa in potentia et actu
          est eadem rosa
          et non rosa alia
          et diversa rosa,
          licet posse
          et actus et nexus
          non verificentur de se
          invicem sicut de rosa.

    [Róża w możności, róża w rzeczywistości i róża zarazem w obydwu jest tą samą różą, nie zaś różą inną i różą odwrotną, nawet jeśli potencji, aktu i ich splotu obydwojga nie orzeka się o sobie nawzajem, jak o róży].
    Niektórzy badacze uważają, że to jednak wierszyk Mikołaja z Kuzy był natchnieniem dla manifestu Gertrudy, a nie odwrotnie.

Większość systemów teologicznych opisujących wieczność, tworzy dynamiczne układy otwarte. Zawierają one już w swojej strukturze segmenty alternatywne i wymienne moduły. Nawet niewzruszony gmach tomizmu pełen jest tej dynamiki.
Tomasz z Akwinu umarł jako filozof spełniony. Dokończył swoje dzieło, zapiął na ostatni guzik  olśniewającą szatę arystotelizmu na amorficznym ciele teologii chrześcijańskiej. Co by się jednak stało, gdyby żył dłużej? Czym by się zajmował? Ktoś rzucił myśl, że gdyby żył dalej, jako filozof odznaczający się wyjątkową rzetelnością naukową, musiałby zacząć sukcesywnie obalać wszystkie swoje tezy, po kolei rozpinać guziki tej szaty i pruć aż do ostatniego ściegu swojej doktryny. 

Analogiczną sytuację możemy zaobserwować u kabalistów, z tą różnicą, że proces dekonstrukcji własnej  doktryny przeprowadzają oni nie pod koniec życia, lecz w obrębie jednego traktatu, jednego rozdziału, czasem jednego zdania. Gdy Luria szkicuje w mentalnej przestrzeni czytelnika swoje diagramy, zda się mówić: 

- Stań tutaj i popatrz. Widzisz? Z tej perspektywy wygląda to zupełnie inaczej. 
Kiedy zafascynowany czytelnik zdołała już dostroić swój aparat pojęciowy do paradoksu, Arizal obraca swój przestrzenny model... 
- Stop! - woła zdezorientowany uczeń - Teraz, gdy obaliłeś wszystkie moje mniemania, gdy zacząłem pojmować, czym jest Prawda, niszczysz powtórnie mój świat! Właśnie teraz, gdy radzę sobie z uporządkowaniem go, gdy zaczął on nabierać sensu. 
Mistrz łagodnie perswaduje: 
- Ależ, ja chciałem tylko wyrwać cię z więzienia twoich opinii, a ty, teraz, właśnie teraz, gdy uwolniłeś się, budujesz sobie nowe więzienie z moich własnych słów? Patrz - powtórnie obraca diagram - jak wszystko się zmienia. Ani ty nie nadążasz za Prawdą, ani ja nie mówiłem, że Prawdę ci ukażę. Chciałem tylko ustrzec cię przed fałszem. Jeśli wyda ci się, że choćby w najmniejszym stopniu uchyliłeś rąbka tajemnicy i nabierzesz przekonania, że cokolwiek przybliżyłeś się do zrozumienia - sam siebie oszukasz, a jako kara, na twojej drodze pojawi się absurd. Jeśli kiedykolwiek poczujesz, że poznałeś Prawdę, oznaczać to będzie, że zadomowiłeś się w kłamstwie.

Czytelnik może poczuć się nieco zdezorientowany: po cóż tak długa dygresja o niemożności poznania spraw wiecznych? Otóż Kuzańczyk, właśnie dzięki swojemu agnostycyzmowi, odkrył coś bardzo przydatnego w badaniu bogów i światów: zrozumienie jest tym lepsze, im bardziej uznaje się pojęcie niepojmowalnego za nie dające się pojąć (Quanto igitur intellectus intelligit conceptum impossibilis minus formabilem, tanto maior est).

Jeśli czytelnik, analizując luriański schemat aktu pra-kreacji, wyrobi sobie przekonanie, że nasza Doczesność to czarna dziura w białym oceanie wieczności i że w tej dziurze rozkwitło sefirotyczne drzewo stworzenia, to będzie to obraz tyleż pomocny, co bezużyteczny, jeśli nie dopełni się go czymś bardziej niezrozumiałym. 

Odwzorowywanie na kartce trójwymiarowej przestrzeni jest zawsze obciążone sporą dozą umowności, a cóż dopiero powiedzieć, gdy chcemy naszkicować wieczność. 
Zachwycając się geometrią drzewa sefirotycznego, pamiętać należy, że ustawione naprzeciw siebie sefiry, są w istocie czymś bliższym koncentrycznym kręgom lub kulistym warstwom, a ich opozycyjność względem siebie jest tylko pozorna. Są one raczej biegunami jednej rzeczywistości.

Nic nie jest aż tak bardzo niepojmowalne, by nie dało się tego jeszcze bardziej zagmatwać w takim stopniu, aby stało się bardziej niepojmowalne, bliższe własnej istoty niepojmowalności, bliższe niepojmowalnej prawdy o sobie.
Luriańska koncepcja Nieskończoności wymaga, jak się wydaje, pewnej dojrzałości lub określonego typu osobowości chroniącej przed nihilizmem infinitystycznym.

Jeśli komuś wydaje się, że ponad dostępną nam rzeczywistością rozlewa się już tylko ocean En Sof - nienazwanej, niepoliczalnej, niepojętej Nieskończoności - myli się. En Sof to tylko ludzka próba werbalizacji niepojętego. Ponad tą sygnifikacją Luria widzi, lub raczej milczy: 
nieznaczone i nieznaczące, 
         niewidzialne i niewidzące, 
                       niestworzone i nietworzące
                                                  nec creat et non creatur
                                                                                                  - NIC.
Jeśli nieskończoność faktycznie wprowadza do Gry nicość, to nic chyba tego lepiej nie ilustruje niż luriańskie En Sof, zredukowane do En

W nieskończoności / אין סוף / En Sof tkwi prawda o niej samej: En / אין / Nicość.

Luriański Bóg wydaje się być niepoznawalny. Podobnie, prawda o nim, nigdy nie jest jakimś zrealizowanym stanem wiedzy. Jest procesem, nieskończonym jak On sam. Powyższe schematy luriańskiej koncepcji Stworzenia wyrażają właśnie niemożliwość zakończenia procesu tikun, (poznania i korekty Świata). Bo czy można zakończyć nieskończoność? 

Czy można zakończyć proces poznawczy nieskończoności nie stając się samemu nieskończonością, lub też nie uświadamiając sobie jej w sobie? Czy można poznać Boga do końca, nie stając się nim? Lub Nim nie będąc?
Ludzkie dywagacje o nieskończoności prowadzą ostatecznie do bezpojęciowej refleksji myślowej. Schlechte Unendlichkeit - zła nieskończoność, to niemieckie określenie, jest kołem ratunkowym rzuconym przez Hegla, tym wszystkim, którzy nie potrafią zatrzymać się.
CDN

Komentarze

Popularne posty